Piątek 13. Dla jednych pechowy,
dla innych nie. Sami stwierdźcie jaki był dla mnie i moich
przyjaciół.
Już kilka dni temu planowaliśmy
przyjechać do WW w ten dzień. Na stronie stajni pisało że 07. i
13 maja być treningi. Po paru przeciwnościach losu i wątpliwościach
dotarliśmy na miejcie. Zdziwieni małą ilością klubu poszliśmy
do Pana Mariusza by zapytać się o plany na ten dzień. Okazało się
że na stronie jest pomyłka i nie 13 a 14 jest trening! I w dodatku
ma przyjechać 50-osobowa grupa.
Nim się obejrzeliśmy a już
przyjechali. Początkowo siedzieliśmy w siodlarni analizując
sytuację. Padła nawet propozycja by pojechać na trening do Rudki
,ale szybko obaliliśmy ten pomysł. W końcu poszliśmy sprawdzić
czy nie jesteśmy potrzebni Panu Mariuszowi. Grupa najpierw zaczęła
od zjazdu na małej tyrolce. Role się ciągle zmieniały. Raz ja
przypinam, raz Gabi, raz Paula a wtedy ja rozpędzam lub Doma.
Najgorszą robotę mieli chyba Alan i Asia którzy odpinali „na
dole”. Kolejka rosła i rosła, ale i tak fajnie było widzieć tą
radość na twarzach. Ci którzy się bali zjazdu zmieniali zdanie
już w połowie przejazdu, i chętnie jeździli 2,3,4 razy. W końcu
zmęczone z Gabi poszłyśmy „na dół”. Tam Gabi gadała z nowo
poznana Verą i z innymi którzy akurat podeszli.
Później Doma zleciła mi i Gabi
przyszykowanie koni. Poszłyśmy więc, rozglądając się za
P.Mariuszem z pytaniem jakie konie przyszykować, doszłyśmy do
stajni i zapytałam więc Krzyśka który powiedział że nie musimy
na razie bo jeszcze długo nie będzie oprowadzanek. Przysiadłyśmy
więc na huśtawce i chciałyśmy pogadać. Mój wzrok przykuła
uwagę grupka osób grająca w piłkarzyki. Ostatni raz grałam
chyba z Szanią i to było jakieś 3-4 tygodnie temu (ograłyśmy
Pana Mariusza ^^ ) chociaż i przed tę nie grałam chyba od roku
(nikt nie chce bo piłkarzyki są na dworze a nie w siodlarni jak
kiedyś). Powiedziałam Gabi byśmy wyzwały ich dwie nie mówiąc o
tym jak dobrze gramy ^-^. Gabi się zgodziła i podeszłyśmy. Naszym
oczom ukazały się marne próby grania piłką tenisową Killera. Od
razu poszłam szukać piłeczki, lecz jedynie co zalazłyśmy to
zabaweczka kocia od Diany z piłeczką i piórkiem. Piórko
wywaliłyśmy i wzięłyśmy samą piłeczkę. Nasze wyzwanie zostało
zaakceptowane przez Rafała i Konrada, niestety Gabi zepsuła mi
nieco zabawę mówiąc tym jak gram w piłkarzyki (uwielbiam nabierać
ludzi że gram pierwszy raz ;D) Kocią piłką szło nam dość
opornie i wolno, jednak było to trochę pouczające. Po naszej
wygranej 10:7 umówiliśmy się na rewanż jednak z nową piłeczką.
Poszłyśmy do domu, a P. Mariusz kazał mi wystawić rękę i od
razu miał gotową małą piłeczkę kauczukową (którą ktoś potem
zwędził) No i znowu zaczęliśmy grać. Początkowo chłopaki
chcieli zaliczać pkt za każde wejście piłki do bramki jednak
udało nam się przekonać że zabawniej jest że musi pozostać i
dopiero wtedy zaliczamy pkt. Dzięki kauczukowej piłeczce nigdy
nie można było przewidzieć czy zostanie czy wyleci, podczas
przedwczesnej radości można było wykorzystać nieuwagę
przeciwnika i piłkę zapakować do bramki . Między meczami
robiliśmy małe przerwy a to napoić konie, a to zjeść coś, albo
pomóc w tym i w tamtym, albo po prostu przejść park linowy,zjeść
coś itd. Wracając do meczów my wygrałyśmy 3:2 (było 5 meczy)
wygrałyśmy po lizaku ^^ niestety mecz o zakład nie bardzo
wychodził bo trudno było ustalić nagrodę lub karę. Chłopaki na
początku wymyślili żeby przegrany wskoczył do basenu. Ja z Gabi
na to
- „Już teraz możemy wskoczyć”
- Ale w ubraniu
Też mi problem, wskoczyłam pierwsza a
za mną Gabi. Nie takie rzeczy robiło się u nas ;P . Wróciliśmy
do meczu. Późniejsza stawką były nasze nr Myśmy wygrały więc
to oni mieli nam dać, ale pod koniec po prostu wrzuciłyśmy
karteczkę do plecaka i już.
Pod koniec koło 16 każdy dostał
pamiątkowe zdjęcie i zaczęło się zbieranie podpisów. Ja z Gabi
byłyśmy lekko zdziwione że nas poproszono o podpisywanie się na
koszulkach i zdjęciach. Celowo się podpisywałam „Jullietta”
gdyż wpisując w google można znaleźć jeden z pierwszych polskich
linków (link do mojego starego bloga a z niego do nowego) . Ogółem
podsumowując była to najfajniejsza grupa jaką do tej pory
obsługiwałam (moja klasa też fajna ale się nie liczą ;P)
Żegnając przytulaliśmy się z chyba połową grupy (jak to u nas w
WW przytulenie na dzień dobry i na do widzenia ) Kiedy odjechali
(kierowca chciał nas podrzucić do sklepu ;D) poszłyśmy szukać
Asi i Alana, którzy wytargowali trening u Pana Mariusza. Asia na
Apapie na oklep, i Alan na Uzi w siodle. Alan trochę poskakał,
później zdjął siodło i jeździł na oklep. Galopowali
trochę,pokłusowali anglezując itd. My z Gabi załapałyśmy się
na mała podwózkę i gdy wróciliśmy nasza 4 była zupełnie sama w
stajni. Wszystko dla nas. Po treningu Asia i Alan poszli z nami na
trampolinę. Mi samej udało się nieco dopracować salto lecz nadal
ląduję po turecku. Zaczęło się ściemniać, a my dalej bawiliśmy
się skacząc i kradnąc cukierki. Po 21 cała nasza 4 pojechała już do
domu ;)
Moim zdaniem ten dzień był całkiem
udany ;)
haha moim zdaniem on nie byl ,,calkiem udany" on byl zawalisty ;p od pt. lubie pt. 13 ;D
OdpowiedzUsuńGabi ;D
Piszesz dobrze ale mogłabyś dopracować interpunkcję, oraz uważaj na powtarzające się wyrazy i na literówki.
OdpowiedzUsuńAkanee
jasne, dzięki
Usuńnigdy nie byłam dobra z polskiego ani pisania
mam bardziej ścisły umysł
a to pisałam o 00 więc mogłam napisać gorzej niż zwykle i wiele zapomnieć za co z góry przepraszam ^^"