piątek, 13 lipca 2012

13.07.2012r


       Piątek 13. Dla jednych pechowy, dla innych nie. Sami stwierdźcie jaki był dla mnie i moich przyjaciół.  

       Już kilka dni temu planowaliśmy przyjechać do WW w ten dzień. Na stronie stajni pisało że 07. i 13 maja być treningi. Po paru przeciwnościach losu i wątpliwościach dotarliśmy na miejcie. Zdziwieni małą ilością klubu poszliśmy do Pana Mariusza by zapytać się o plany na ten dzień. Okazało się że na stronie jest pomyłka i nie 13 a 14 jest trening! I w dodatku ma przyjechać 50-osobowa grupa.  
Nim się obejrzeliśmy a już przyjechali. Początkowo siedzieliśmy w siodlarni analizując sytuację. Padła nawet propozycja by pojechać na trening do Rudki ,ale szybko obaliliśmy ten pomysł. W końcu poszliśmy sprawdzić czy nie jesteśmy potrzebni Panu Mariuszowi. Grupa najpierw zaczęła od zjazdu na małej tyrolce. Role się ciągle zmieniały. Raz ja przypinam, raz Gabi, raz Paula a wtedy ja rozpędzam lub Doma. Najgorszą robotę mieli chyba Alan i Asia którzy odpinali „na dole”. Kolejka rosła i rosła, ale i tak fajnie było widzieć tą radość na twarzach. Ci którzy się bali zjazdu zmieniali zdanie już w połowie przejazdu, i chętnie jeździli 2,3,4 razy. W końcu zmęczone z Gabi poszłyśmy „na dół”. Tam Gabi gadała z nowo poznana Verą i z innymi którzy akurat podeszli.
       Później Doma zleciła mi i Gabi przyszykowanie koni. Poszłyśmy więc, rozglądając się za P.Mariuszem z pytaniem jakie konie przyszykować, doszłyśmy do stajni i zapytałam więc Krzyśka który powiedział że nie musimy na razie bo jeszcze długo nie będzie oprowadzanek. Przysiadłyśmy więc na huśtawce i chciałyśmy pogadać. Mój wzrok przykuła uwagę grupka osób grająca w piłkarzyki. Ostatni raz grałam chyba z Szanią i to było jakieś 3-4 tygodnie temu (ograłyśmy Pana Mariusza ^^ ) chociaż i przed tę nie grałam chyba od roku (nikt nie chce bo piłkarzyki są na dworze a nie w siodlarni jak kiedyś). Powiedziałam Gabi byśmy wyzwały ich dwie nie mówiąc o tym jak dobrze gramy ^-^. Gabi się zgodziła i podeszłyśmy. Naszym oczom ukazały się marne próby grania piłką tenisową Killera. Od razu poszłam szukać piłeczki, lecz jedynie co zalazłyśmy to zabaweczka kocia od Diany z piłeczką i piórkiem. Piórko wywaliłyśmy i wzięłyśmy samą piłeczkę. Nasze wyzwanie zostało zaakceptowane przez Rafała i Konrada, niestety Gabi zepsuła mi nieco zabawę mówiąc tym jak gram w piłkarzyki (uwielbiam nabierać ludzi że gram pierwszy raz ;D) Kocią piłką szło nam dość opornie i wolno, jednak było to trochę pouczające. Po naszej wygranej 10:7 umówiliśmy się na rewanż jednak z nową piłeczką. Poszłyśmy do domu, a P. Mariusz kazał mi wystawić rękę i od razu miał gotową małą piłeczkę kauczukową (którą ktoś potem zwędził) No i znowu zaczęliśmy grać. Początkowo chłopaki chcieli zaliczać pkt za każde wejście piłki do bramki jednak udało nam się przekonać że zabawniej jest że musi pozostać i dopiero wtedy zaliczamy pkt. Dzięki kauczukowej piłeczce nigdy nie można było przewidzieć czy zostanie czy wyleci, podczas przedwczesnej radości można było wykorzystać nieuwagę przeciwnika i piłkę zapakować do bramki . Między meczami robiliśmy małe przerwy a to napoić konie, a to zjeść coś, albo pomóc w tym i w tamtym, albo po prostu przejść park linowy,zjeść coś itd. Wracając do meczów my wygrałyśmy 3:2 (było 5 meczy) wygrałyśmy po lizaku ^^ niestety mecz o zakład nie bardzo wychodził bo trudno było ustalić nagrodę lub karę. Chłopaki na początku wymyślili żeby przegrany wskoczył do basenu. Ja z Gabi na to  
  • „Już teraz możemy wskoczyć”
  • Ale w ubraniu
Też mi problem, wskoczyłam pierwsza a za mną Gabi. Nie takie rzeczy robiło się u nas ;P . Wróciliśmy do meczu. Późniejsza stawką były nasze nr Myśmy wygrały więc to oni mieli nam dać, ale pod koniec po prostu wrzuciłyśmy karteczkę do plecaka i już.
       Pod koniec koło 16 każdy dostał pamiątkowe zdjęcie i zaczęło się zbieranie podpisów. Ja z Gabi byłyśmy lekko zdziwione że nas poproszono o podpisywanie się na koszulkach i zdjęciach. Celowo się podpisywałam „Jullietta” gdyż wpisując w google można znaleźć jeden z pierwszych polskich linków (link do mojego starego bloga a z niego do nowego) . Ogółem podsumowując była to najfajniejsza grupa jaką do tej pory obsługiwałam (moja klasa też fajna ale się nie liczą ;P) Żegnając przytulaliśmy się z chyba połową grupy (jak to u nas w WW przytulenie na dzień dobry i na do widzenia ) Kiedy odjechali (kierowca chciał nas podrzucić do sklepu ;D) poszłyśmy szukać Asi i Alana, którzy wytargowali trening u Pana Mariusza. Asia na Apapie na oklep, i Alan na Uzi w siodle. Alan trochę poskakał, później zdjął siodło i jeździł na oklep. Galopowali trochę,pokłusowali anglezując itd. My z Gabi załapałyśmy się na mała podwózkę i gdy wróciliśmy nasza 4 była zupełnie sama w stajni. Wszystko dla nas. Po treningu Asia i Alan poszli z nami na trampolinę. Mi samej udało się nieco dopracować salto lecz nadal ląduję po turecku. Zaczęło się ściemniać, a my dalej bawiliśmy się skacząc i kradnąc cukierki. Po 21 cała nasza 4 pojechała już do domu ;)  

Moim zdaniem ten dzień był całkiem udany ;)

3 komentarze:

  1. haha moim zdaniem on nie byl ,,calkiem udany" on byl zawalisty ;p od pt. lubie pt. 13 ;D
    Gabi ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz dobrze ale mogłabyś dopracować interpunkcję, oraz uważaj na powtarzające się wyrazy i na literówki.


    Akanee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, dzięki
      nigdy nie byłam dobra z polskiego ani pisania
      mam bardziej ścisły umysł

      a to pisałam o 00 więc mogłam napisać gorzej niż zwykle i wiele zapomnieć za co z góry przepraszam ^^"

      Usuń